Wraz z synem i kolegą Kamilem postanowiliśmy wybrać na niewielką wodę PZW. Miejscówki zanęciliśmy kilka dni wcześniej. Celem naszym było przechytrzenie dzikiego karpia.
Po dotarciu nad wodę szybko rozbiliśmy obozowisko, i zabraliśmy się za wywiezienie zestawów. Ja z Marcelem na trzech zestawach założyliśmy kulki proteinowe tonące podwieszone małym pop-upem, a na czwarty zestaw założyliśmy na włos dwa ziarna gotowanej kukurydzy i jedną sztuczną zadipowaną.
Kamil natomiast pierwszy zestaw postawił na pojedynczego pop-upa , a drugi na pojedynczą kulkę tonącą. Byliśmy pełni optymizmu, ponieważ w wodzie było widać żerowanie ryb. Pierwsze niemrawe branie nastąpiło po dwóch godzinach, od położenia zestawów. Hanger został podciągnięty pod kij i po chwili opadł. Był to zestaw z kukurydzą, więc pomyślałem, że to jakaś drobnica weszła w łowisko gdyż miejscówka była zasypana gotowaną kukurydzą z rzepakiem. Po niespełna godzinie znów odzywa się ta sama wędka.. Branie niemal identyczne, gdy hangar delikatnie podjechał do góry zaciąłem i poczułem na kiju, że coś mam, po chwili holu ryba się spięła. Dało mi to wiele do myślenia, czy hak nie taki, czy coś nie tak z zestawem? Postanowiłem zmienić mój ulubiony hak SSC w rozmiarze 6, na FANG TWISTER w rozmiarze 4. Ponownie wywieźliśmy zestaw i zasypaliśmy kukurydzy. Pełni nadziei położyliśmy się spać. Około godziny trzeciej delikatne piknięcie na tej samej wędce. Doświadczeni wcześniejszymi niemrawymi braniami, ubraliśmy buty założyliśmy czołówki i czekałem na rozwój sytuacji. Gdy tylko sygnalizator się odezwał ponownie, Marcel natychmiast zaciął. Po chwili w podbieraku ląduje amur. Teraz dopiero wiem, że te wcześniejsze brania to też były amury. Po odkażeniu i zważeniu ryby zrobiliśmy kilka fotek.
Podczas wypuszczania ryby zauważyliśmy, że amur ma problem z zanurzeniem. Wsadziliśmy, więc go do podbieraka ze sztywnym pałąkiem, w celu powyduszania z niego powietrza.
Dobrze, że kiedyś kolega Paweł, który ma doświadczenie w łowieniu amurów podzielił się ze mną tą wiedzą, jak należy się obchodzić z rybą, gdy nałapie powietrza. Po wypuszczeniu w takim stanie ryby, mogłaby tego nie przeżyć. Do rana amur pływał swobodnie w podbieraku, bo bałem się, że we worku karpiowym przekręci się do góry brzuchem i tego nie zauważę. W nocy odzywa się jeszcze sygnalizator Kamila. Po krótkim holu okazuje się, że to jaź. Do rana już nie śpimy tylko, co pewien czas sprawdzamy czy ryba wraca do formy. O świcie znowu branie na tym samym kiju i w podbieraku ląduje kolejny amur.
Ryby w dobrej kondycji wracają do wody, a my szczęśliwi i bogatsi w nowe doświadczenia wracamy do domu.
Teraz wiem, że zmiana haczyka i zacięcie brani na pozór delikatnych przyniosło nam dwa amury, choć rok temu z tego miejsca łowiłem same karpie.
Pozdrawiam
Piotr Wielgosz
#Adi