Co prawda od września Filip zaczął rok szkolny i uczęszcza już do szkoły, my postanowiliśmy jeszcze trochę razem połowić. Mimo, że czasu mało i lekcje trzeba odrabiać, to kilka szybkich nocek tej jesieni chcemy jeszcze zaliczyć.
Właśnie z takim planem zaczęliśmy szukać nowych karpiowych miejscówek i zaczęło się nęcenie, regularnie co 2-3 dni byliśmy nad wodę i nęciliśmy kulkami 24mm, które zrobiliśmy na bazie miksu CarpShop Baits (CBS 2 squid). Do wody za każdym razem lądowało około 30-50 kulek.
Ponieważ czasu mało, zasiadki planowaliśmy zawsze z piątku na sobotę, stosunkowo krótko bo od godziny 17 w piątek, do soboty 9 rano, ale co tam wspólnie spędzony czas, ciepłe flaczki i oczywiście gra w chińczyka dla umilenia czasu… (bezcenne J ), nic nie zastąpi wspólnie spędzonego czasu.
Już podczas pierwszej zasiadki „wypracowaliśmy” pierwszą piękną rybę. Pełnołuski karp, tym bardziej był dla mnie wielką satysfakcją, bo jeszcze nigdy w życiu nie złowiłem karpia pełnołuskiego, a tu masz odrazu 11kg J.
W tą noc mieliśmy jeszcze dwa brania, w tym jedną rybę na haku. Niestety nie dała nam szans, nawet na hol. Ciężko holować, jak nawet nie można podnieść wędki z tri-poda…, bo siła z jaką wyciągana jest linka, przykleja wędkę do statywu…, ale co tam. Długo by pisać…
Kolejna zasiadka zaplanowaliśmy już tydzień po pierwszej. Pogoda nam nie sprzyjała i przygotowanie obozowiska odbylo sie w strugach deszczu, ale po dobrej godzinie mieliśmy już gdzie się schronić. Siedząc w namiocie, przygotowaliśmy zestawy i czekaliśmy, aż deszcz zelży i przeszliśmy do wywożenia zestawów. Około 19 w spokoju mogliśmy już usiąść i podgrzać sobie zupkę.
Po długim tygodniu pracy i odrabianiu zadań domowych oraz po noszeniu wszystkich tobołów na miejscówkę, Filip był tak zmęczony, że o 21 już spał. Niedługo… przed 22 odjazd na mojej wędce. Myślę sobie… super, jest ryba i to całkiem mocno „wali w kij”, teraz tylko dobudzić Filipa i zaczynamy hol z pontonu. No właśnie dobudzić Filipa!? J. Zanim Filip się ogarną, znalazł czołówkę, założył ciepłą kurtkę i kapok mija jakieś 10minut. Ja w tym czasie stoją z wędką i próbuję opanować rybę, problem w tym, że ze względu na miejsce w którym łowimy w grę wchodzi tylko hol z pontonu. Wreszcie wskakujemy do pontonu, Filip przejmuje wiosła, a ja holuję. Nie czuję już ryby, myślę sobie „za długo to wszystko trwało” cały czas linka napięta „pewnie przyhaczona w podwodnym zielsku, a karp się już spiął” . Jednak ku mojemu zdziwieniu , podpływając do miejsca zaczepu, karp pływa pod powierzchnią wody z kępą zielska, a strzałówka pionowo wchodzi w wodę. Zaczęło się… chwytam strzałówkę w rękę i próbuję ją wydostać. W końcu puszcza, Filip podbiera rybę.
Zwijamy podbierak i wracamy do brzegu. Mata, wstępne ważenie i do worka. Przed 24 jesteśmy już po wszystkim. Musieliśmy jeszcze wywieść dwa zestawy, bo podczas holu, karp zawinąl drugi zestaw. Około 1 zasypiamy i smacznie śpimy. Około 2 budzi mnie ciągły pisk sygnalizatora, tym razem na wędce Filipa, wybiegam i zacinam, krzyczę wstawaj Filip, ale scenariusz się powtarza, zamieszanie w namiocie, po jakiś 3-4 minutach oczekiwania na syna, spinka L. Nie wywozimy już zestawu, tylko kładziemy się spać. Smacznie śpimy już do samego rana. No, prawie do rana, około 6 odjazd na Filipa wędce nr 2, tym razem wybiega szybciej niż ja J, chyba już nie spał J, zacina i wskakujemy w ponton. Tym razem to ja wiosłuję. Po dłuższej chwili wracamy do brzegu.
Ryba ląduje w worku i zadowoleni wracamy do namiotu. Wypijamy po kubku ciepłej herbaty, jemy śniadanie i zaczynamy ważenie oraz sesję zdjęciową. Wspólne foto, C&R i zaczynamy pakowanie.
O 9.30 kończymy naszą przygodę i wracamy do domu. Obiecujemy sobie jednak, że jeszcze w tym roku tu przyjedziemy.
No i przyjechaliśmy, ale tym razem z Piotrem i Marcelem, taki rodzinny wypad.
Siadamy na tej samej miejscówce i łowimy według takiej samej taktyki. Obławiamy tylko większy obszar, ze względu na większą ilość wędek. Jako przynętę cały czas stosujemy kulki 20mm i 24mm (CBS 2), tym samym też nęcimy. Wieczorem ognisko, kiełbaska i opowieści o kończącym się sezonie nagle przerywa mój sygnalizator J, wskakuję z Piotrem do pontonu i zaczynamy jak zawsze „wyrywanie” ryby ze ściany podwodnego zielska (ciężkie łowisko). Udaje się w podbieraku ląduje piękny pełnołuski karp. Ryba kończy w worku i czeka na poranne ważenie. Po wywiezieniu zestawów, w jeszcze lepszych humorach siadamy przy ognisku i biesiadujemy dalej. Rano ważenie i wspólna fotka. Waga pokazuje ponad 12kg, jestem w niebowzięty.
Dzika woda, nowa miejscówka i takie wyniki. Rewelacja. Taki właśnie był wrzesień i wspólne zasiadki z synem Filipem. Polecam…
Paweł Michalczak
"No Kill"
{fcomment}