Lód na wodzie stopniał jakieś 5 dni temu, więc zanim rozjedziemy się po swoich ulubionych zbiornikach, postanowiliśmy wspólnie otworzyć sezon. Ponieważ na stawach Augustowskich lód stopniał jako pierwszy, właśnie tam zorganizowaliśmy pierwszą wspólną zasiadkę.
Nad wodą spotkaliśmy się w sobotę 17.03 o godz. 14.00. Po wytypowaniu trzech różnych miejscówek zabraliśmy się za rozstawianie namiotów, planowanie taktyki i oczywiście rozstawianie naszych karpiowych stanowisk.
Ja z Darkiem postawiliśmy na nęcenie punktowe, ale w całkowicie innych miejscach stawu. Licząc na większą penetrację łowiska. Moja miejscówka to brzeg po mojej lewej stronie, około 100m od mojego stanowiska, głębokość 1,5-2m zaraz za trzcinami. Darka zestawy położyliśmy na głębszej wodzie, około 3m, na brzegu po stronie naszego obozowiska.
Materiały PVA, do nęcenia miejscowego sprawdzają się rewelacyjnie.
Ostatnie poprawki zestawów i zabieramy się za wywózkę.
Po kilku modyfikacjach elektryki (lewy silnik po zimie odmówił współpracy) udało się :)
.
Zestawy w końcu popłynęły na swoje wcześniej wytypowane miejscówki.
Maciej postawił na nęcenie dywanowe, zaraz na skraju trzcin na bardzo płytkiej wodzie 0,8-1,4m. Na najbardziej nasłonecznionym brzegu stawu. Licząc na branie amura, postawił na kukurydzę.
Wszystkie rzuty idealnie lądowały w planowane miejsce, ale nie ma się c dziwić. W tym sezonie to jedna z pierwszych rakiet. Jednak licząc wszystkie to pewnie kolejny worek.
Przyszedł czas na ostatnie poprawki. Ustawienie sygnalizatorów, podłączenie swingerów i krótkie przemyślenia, czy wszystko zostało zrobione według wcześniejszego planu.
To taki mały „talizman” od mojego syna Filipa, na szczęście.
Darek – urodzony perfekcjonista. „czy to napewno tam, czy to dobra miejscówka?
Ostatnie szlify u Macieja
Przyszedł czas na szykowanie ogniska, smażenie kiełbasek, zimne piwko i relaks w miłym towarzystwie.
… oficjalnej wersji koniec.
Kiełbaski smakowały, było super. Rano wypiliśmy kawę, zjedliśmy żurek, który wcześniej przygotowała Macieja żona (był mega dobry).
Około godziny 10.00 byliśmy już spakowani i życząc sobie „połamania kija” na swoich ulubionych miejscówkach rozjechaliśmy się do domów.
No tak… zapomniałem, przecież byliśmy na rybach J.
Przez cały czas trwania naszej wspólnej wyprawy nie mieliśmy ani jednego brania, ale tym razem nie o to chodziło.
PM
„No Kill”
{fcomment}